Pięciodniowa wycieczka z BIAŁEJ PODLASKIEJ do DRUSKIENNIK - etap IV
Watro obejrzeć też jej grób na miejscowym cmentarzu (to tylko 100 metrów od rynku, dojazd ulicą najbliższą od pomnika). Rynek opuszczamy ulicą przechodzącą z tyłu kościoła, dalej w lewo i już za miastem na głównej szosie jeszcze raz w lewo ( uwaga na wielu mapach droga ta zaznaczona jest jako główna, ale w rzeczywistości prawie nie ma ty ruchu). Do następnego miasta - Lejpalingis zostało nam 18 kilometrów, krajobraz nie jest ciekawy, po drodze mijamy tablice ścieżki dydaktycznej, ale napisy tylko po litewsku. A tak w ogóle to z miejscowymi bardzo łatwo porozumieć się po rosyjsku, rozumieją też po polsku, ale odpowiadają po rosyjsku. Młodzież nie zna jednak rosyjskiego, polskiego, angielskiego też nie. W centrum Lejplingis (tam już bardzo ruchliwa droga prowadząca od Ogrodnik) skręcamy w prawo w stronę kościoła, mijamy go, asfalt przechodzi w żwirówkę, a ta po kilometrze dociera do głównej szosy, a tam w prawo. Kto by chciał mieć ciekawą fotografię z drogowskazem "Wilno 117" powinien nie skręcać w stronę kościoła tylko jechać prosto aż do ronda, tam w prawo. Do Druskiennik zostało nam 12 km., cały czas lekko w dół w stronę Niemna. Na wielu mapach droga ta zaznaczona jest jako podrzędna, w rzeczywistości ruch tu jest duży. W Druskiennikach przejeżdżamy Niemen i aby dostać się do centrum korzystamy z jednej ze ścieżek rowerowych prowadzących wzdłuż rzeki. Teraz możemy zwiedzać miasto.
wariant II - Wycieczka do Druskiennik tak bardzo mi się podobała, że postanowiłam pojechać tam drugi raz, tym razem jadąc nieco inaczej. Zmodyfikowałam ostatni etap trasy, wybierając spokojne drogi. Na odcinku do Kopciowa trasę udało się skrócić o 6 km. I tak za Zelwą, przy rezerwacie Kukle nie skręcamy w lewo, tylko jedziemy prosto w głąb rezerwatu. Droga staje się coraz mniej wyraźna, ale prowadzą nas białe strzałki na drzewach, co prawda w przeciwnym kierunku, ale widoczne też od naszej strony. Jedziemy za nimi aż do miejsca gdzie ostro skręcają w prawo. Tu jedziemy prosto w stronę widocznej w lesie przecinki. To już granica. Rowery przeprowadzamy przez pas zaoranej ziemi na stronę litewską i drogą graniczną jedziemy w lewo (uwaga dla jadących w przeciwnym kierunku: granicę opuszczamy przy słupku nr 25). Po około kilkuset metrach do drogi granicznej dochodzi inna droga poprowadzona trasą dawnej systiemy, przejeżdżamy na nią i kontynuujemy podróż w tym samym kierunku. Niedługo natrafiamy na żwirówkę, to droga prowadząca od granicy do Kopciowa, już wcześniej opisana. Skręcamy w nią w prawo i po 10 km jesteśmy w Kopciowie. Zaoszczędziliśmy 6 km. Teraz możemy je stracić i dołożyć jeszcze 6, ale za to odwiedzimy przepiękne tereny gdzie diabeł mówi dobranoc i unikniemy przy tym ruchliwych szos. Przy okazji możemy najeść się owocami lasu.
Sklepu nie napotkamy przez 36 km. Jeżeli więc się na to decydujemy to mijając rynek w Kopciowie jedziemy główna drogą, cały czas prosto, początkowo droga jest szeroką asfaltówką, ale kawałek za miastem przechodzi w żwirówkę, choć również szeroką, z rowami po obu stronach. Na mapie jest ona zaznaczona jak polska droga wojewódzka. Po około 6 km napotykamy żwirową drogę w lewo. Stoi tam drewniany drogowskaz Ancia eg., zaś na głównej drodze pojawiają się żółte tablice zakazujące wejścia na teren strefy nadgranicznej. Skręcamy więc w lewo, teraz żółte tablice mamy po prawej stronie drogi, są one rozstawione, bądź przylepione do drzew co około 10 metrów. Będą one nam towarzyszyć przez około 8 km. Mniej więcej po połowie tego dystansu napotykamy leśniczówkę. Przy niej przystanek autobusowy z rozkładem jazdy, choć całość jest bardzo zardzewiała, to tablica czytelna. Miejscowi uświadomili nas, że ostatni autobus odjechał stąd w czasach ZSRR. (Uwaga: z mapy wynika, że można stąd skrócić trasę, w rzeczywistości jednak skrót jest zarośnięty). Jedziemy więc prosto. Po drodze, w miejscu niewielkich wydm piaskowych po obu stronach drogi znajdują się bunkry. Dalej na chwilę pojawi się współczesna systiema, wysokie ogrodzenie granicy z Białorusią po prawej stronie drogi. W końcu docieramy do wsi Warwiszki, o tym informuje nas kolejny przystanek.
Droga prosto prowadzi do centrum, my zaś skręcamy w lewo. Według mapy jedziemy teraz wśród zabudowań kolejnych wsi: Bugijedos, Simoniszkies jednak zabudowania pokazują się sporadycznie ukryte wśród zieleni i w większości nie zamieszkałe. W końcu dojeżdżamy do Świętojańska, o tym informuje nas ostatni przystanek i pętla autobusowa. Za nim skrzyżowanie, na którym wybieramy drogę na wprost pod górę, droga ta staje się coraz mniej wyraźna i doprowadza nas w końcu na most oznaczony znakiem zakazu ruchu (pierwszy znak od wielu kilometrów). Jak mówili miejscowi: za Sojuza to i samochodem można było przejechać. Teraz lepiej jednak rowery prowadzić pojedynczo.
Z mostu piękny widok na ujście Białej Hańczy do Niemna.
Dalej trzymamy się jak najbliżej Niemna, po drodze miniemy jeszcze linię wysokiego napięcia i w końcu dotrzemy do szerokiej żwirówki i wsi Gierdasze. Tam zaczyna się asfalt, do Druskiennik zostało 13 kilometrów. Po drodze jeszcze miniemy kilka znaków minionych czasów radzieckich (nam się przydały z powodu deszczu).
Uwaga: miejscowa ludność, choć przed Gierdaszami trudno kogoś spotkać - trzeba szukać zamieszkałych zabudowań, używa nazw miejscowości innych niż oficjalne litewskie, dlatego podam te z mapy i zasłyszane od miejscowych. Varviskies - Warwiszki, Bugijedos - Bugieda, Simoniszkies - Symoniszki, Svientojanskas - Świętojańsk, Gierdaszaj - Gierdasze. Ludzie są bardzo mili, niektórzy znają język polski, inni go rozumieją ale odpowiadają po rosyjsku.
Ostatni dzień - powrót z BIAŁEJ PODLASKIEJ do DRUSKIENNIK